czwartek, 15 września 2016

Jesienią pachnie coraz wyraźniej... czas więc na nowy rok szkolny!

Trzecie lato w Kanadzie zostało wspomnieniem. Intensywne, gorące i pracowite przyniosło trochę zmian i nowych doświadczeń.
Z początkiem września zmieniliśmy adres - nadal w Burlington, ale już w 2 bedroom, więc bardziej komfortowo. To co wiąże się ze zmianą miejsca zamieszkania to również zmiana szkoły u Syna - myśleliśmy, kombinowaliśmy i cudowaliśmy co tu robić... w starej szkole Syn spędził 2 lata, więc więzi nawiązane, szkoła oswojona a tu znowu zmiany wprowadzać? Na tydzień przed rozpoczęciem szkoły zdecydowaliśmy się, że jednak tak. Nie do końca przekonani o słuszności decyzji odwiedziliśmy nową szkołę, krótka rozmowa co i jak, wypełnienie papierków (formularz dotyczący rodziców, dane osobowe), przedstawienie dokumentów (akt urodzenia, karta szczepień + potwierdzenie chrztu ze względu na szkołę katolicką) i gotowe. Z poprzednią szkołą nie musieliśmy już nic załatwiać - szkoły wymienią informację między sobą, więc problem transferu papierów odpada. W naszym przypadku Synowi przysługuje już school bus - tak, ten żółty, wielki autobus dowożący dzieci do szkół, które mieszkają w dalszych rejonach. 
Wygląda to tak, że szkoła sama po adresie już wie, które dzieci należy dowieźć (rodzice chętnie z tego korzystają, my także) i już o nic nie trzeba aplikować. Każdy region ma swoją stronkę internetową na której zamieszcza wszystkie nowości dotyczące transportu - trzeba założyć swój profil by móc sprawdzić konkretną trasę autobusu. 
W praktyce wygląda to tak, że rano jest wyznaczone miejsce zbiórki dla dzieci, podjeżdża autobus, dzieciaki ustawiają się w kolejce, wchodzą, wszyscy do siebie machają i dzieci odjeżdżają. Z powrotem wygląda to podobnie - dzieci muszą znać trasę (konkretny numer) autobusu do którego mają wsiąść w szkole i wiedzieć gdzie wysiąść - to samo miejsce z którego wsiadali. 
Martwią mnie tylko dwie rzeczy - w autobusach nie ma pasów bezpieczeństwa + brak opiekuna poza kierowcą. Teoretycznie kierowca sprawuje dwie funkcje w jednym ciele, ale osobiście wolałabym jednak kogoś dodatkowo. Plus taki, że dowóz jest darmowy.
Pierwszy tydzień to jeden wielki stres, jak ten nasz pierworodny się odnajdzie no i te autobusy... pierwszego dnia wrócił z wielkim czerwonym napisem na dłoni z numerem autobusu :) drugiego dnia już bez. Daje radę.
Syn na razie narzeka tylko, że nie ma już zabawek, że trzeba siedzieć w ławkach i słuchać pani. First Grade mój drogi :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz