niedziela, 27 lipca 2014

Apartment for rent...

Ciężka przeprawa.
Jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami umowy wynajmu apartamentu od września bieżącego roku.
Droga była, powiedzmy, stresująca.
Zacznijmy od początku - czyli, co można wynająć:
- piwnicę, czyli tzw. basement, która to zaadaptowana jest na mieszkanie z tym, że okna zwykle są małe i jak dla mnie niewystarczające. Plus taki, że zwykle są z jakimś wyposażeniem
- domy (wolnostojące, szeregówki, bliźniaki)
- mieszkania w blokach, czyli tzw. apartamenty. Zwykle są to 1,2,3 - bedroom. Przekładając na polskie warunki, np. taki 1-bedroom w Polsce byłby mieszkaniem 2 pokojowym. Wynika to z tego, że tu niejako w standardzie jest pokój dzienny, kuchnia i łazienka, często jeszcze można wydzielić sobie jadalnię.

Zaczęliśmy od przeszukiwania ofert na portalach. Niby ogłoszeń masa, ale jak zawęziliśmy nasze kryteria (cena, zwierzęta, lokalizacja) to zostało tego niewiele... . Od czegoś było trzeba zacząć, więc zadzwoniłam do pierwszego mieszkania, umówiłam się na następny dzień na oglądanie. Jeśli chodzi o bloki, to zwykle takimi sprawami zajmuje się "rental office" - z nimi omawiasz wszystko co cię interesuje.
No więc jestem o umówionej godzinie. Wypełniłam kartkę jako gość (moje dane adresowe, kontaktowe, czego oczekuję, możliwości finansowe) i podreptałam za kobietą. To co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W mieszkaniu syf kompletny. Uwierzcie mi - nie wiem jakiego koloru były blaty w kuchni... . Kobieta która mi pokazywała mieszkanie (zamieszkane jeszcze), ogólnie pisząc, nie wyglądała na zażenowaną. Widać nie pierwszy raz.
Podziękowałam
Oglądałam jeszcze 2. W kolejnym też był bałagan, ale już mniejszy, 3 było przygotowywane do malowania.
Zdecydowaliśmy się na jeszcze jedno, bo żadne nas nie przekonywało. Pojechałam, obejrzałam i to było to!
Aaaaale! Nie tak szybko z tym wynajmem! Nie ma tu tak jak w Polsce, że zgadza się jedna strona, zgadza się druga strona podpisując jakąś tam umowę wydrukowaną z netu i tyle. O nie.
Formalności wyglądają tu tak:
- ID (prawo jazdy tutejsze, paszport)
- SIN
- papier potwierdzający zarobki z pracy, nr. tel. do szefa
- referencje z poprzednich miejsc zamieszkania
- referencje od osób niespokrewnionych z nami (dane kontaktowe do nich)
My, jako że nie mamy jeszcze pracy, musieliśmy przedstawić gwarantora (osoba która mieszka w Kanadzie, pracuje i bierze za nas odpowiedzialność - głównie finansową - musi się także wylegitymować, przedstawić swoje zarobki, podać dane kontaktowe do pracy).
Cała sterta papierów jednym słowem.
Składa się to wszystko i czeka na decyzję. Zwykle dzień/dwa.
Czekaliśmy 3.
I uwaga - te wszystkie numery telefonów które zbierają, nie są tylko po to by zapełnić rubryczki - dzwonią. Wiem na pewno.
Po otrzymaniu decyzji, jedzie się jeszcze raz do biura by podpisać umowę - zwykle na rok.

Kilka uwag:
- zdjęcia dołączane do ogłoszeń zwykle mają się tak do rzeczywistości jak ja do baletu (nijak czyli)
- w blokach też można wynająć basement... (jak ktoś lubi oglądać podeszwy butów spacerujących ludzi to spoko)
- ceny 1 - bedroom w Burlington to ok. 1.100 - 1.300 i wyżej
- parking płatny oddzielnie - ok. 45 $
- na oglądanie mieszkania trzeba umawiać się z 24 h wyprzedzeniem
- w mieszkaniach nie ma pralek/suszarek - dostępne są zwykle na każdym piętrze w oddzielnym wygłuszonym pomieszczeniu
- mieszkanie przed oddaniem kolejnemu wynajmującemu jest odmalowywane i czyszczone
- w blokach zwykle w cenie najmu mamy dostęp do sali ze sprzętem sportowym, często też basenu.

1.IX.2014 zmieniamy adres :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz