środa, 25 czerwca 2014

Komunikacja miejska w Burlington

Jako, że jesteśmy ludźmi ciekawymi miejsca gdzie mieszkamy, zaczęliśmy korzystać z komunikacji publicznej.

Najpierw koszta.
Przewidziano 3 sposoby płatności uprawniające do przejazdu autobusem:
1. Kupno biletu bezpośrednio u kierowcy (wrzuca się odliczony bilon/banknot do maszynki liczącej, a ta drukuje Ci papierową wersję biletu). Koszt - 3,25 $.
2. Kupno pakietu 10 biletów w specjalnych punktach sprzedaży (jak na razie, nam udało się zlokalizować dokładnie jeden taki punkt). Koszt - 27 $
3. Wyrobienie imiennej karty Presto. Doładowuje się ją za min. 10 $ i "pika" przy każdym wejściu do autobusu przy kierowcy - wtedy każdorazowo odliczana jest kwota za przejazd - 2,70 $

Najpierw korzystaliśmy z opcji 1, ale przyznam, że to dość upierdliwa strategia, ponieważ trzeba mieć przy sobie odliczoną kwotę - nie wydają reszty.
Postaraliśmy się więc o piękne zielone karty Presto, doładowaliśmy i na razie korzystamy z powodzeniem.

Jest tu jedna ciekawostka. Przy wsiadaniu i opłaceniu (nie ważne którą metodą) biletu, dostaje się tzw. transfer. Jest to takie jakby okienko, które trwa 120 minut - podczas tego czasu można korzystać dowolną ilość razy z autobusu tej samej linii. Przy wejściu okazuje się kierowcy albo wydruk otrzymany po zapłaceniu metodą 1, albo przykłada się kartę do czytnika i tam wówczas wyświetla się czas, który nam został do wykorzystania.

W Burlington przystanki autobusowe są umiejscowione bardzo często - zwykle jest to tylko mała tabliczka zawieszona na słupie z informacją "bus stop" - bez numeru linii i bez rozkładu jazdy. Autobusy zatrzymują się tylko, jeśli ktoś stoi na przystanku, albo pasażer pociągnie za żółtą linkę rozwieszoną wzdłuż ścian bocznych autobusu.

Jeśli chodzi o dzieci, to te do 5 roku życia mogą cieszyć się darmową komunikacją. Starsze niestety płacą.

Bardzo pozytywnie mnie nastroiła postawa kierowcy autobusu podczas naszej pierwszej wyprawy.
Otóż na przystanku czekał mężczyzna na wózku inwalidzkim razem z opiekunem. Autobus się zatrzymał, kierowca wysunął automatyczną platformę podjazdową, by wózek mógł wjechać, po czym wstał, złożył siedzenia by powstało miejsce dla niepełnosprawnych, samodzielnie przypiął pasami nowego pasażera, upewnił się, że jest wszystko ok, i dopiero wtedy ruszył.
HA! Niech no sobie przypomnę sytuację z Warszawy, kiedy nieraz było trzeba upominać kierowcę o to by łaskawie obniżył autobus!
Jeździmy autobusami z naszym czterolatkiem - kierowcy zwykle czekają aż ten zajmie miejsce i dopiero wtedy ruszają - też bardzo pomocne.

I na koniec scenka sytuacyjna:
Dzień mieliśmy zaplanowany tak, by najpierw zapisać Młodego do szkoły, a później tym samym autobusem mieliśmy jechać dalej do naszego banku - plan był taki, by zmieścić się w wyżej wspomnianym transferze.
W szkole przedłużyło nam się sporo (dlaczego, to opiszę w oddzielnej notce), a że autobusy jeżdżą rzadko, to nie wyrobiliśmy się na następny - do autobusu wsiedliśmy 3 minuty po terminie. W ręku trzymałam przygotowany banknot 10 $ (no właśnie, nie mieliśmy drobniej) i transfery z poprzedniego autobusu, bo miałam jedno pytanie. Pokazuje kierowcy i zaczynam pytać o to co miałam, on mi na to, że są 3 minuty po czasie, na co ja, że wiem i że chcę kupić następne bilety. Kierowca wziął ode mnie te transfery, zgniótł , wyrzucił do kosza i powiedział "today is your lucky day!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz